Przyznam, że za każdym razem, gdy mam przyjemność uczestniczyć w projektowaniu i aranżowaniu wnętrz dziecięcych zastanawiam się, co najbardziej zwróci uwagę małych lokatorów? Czym zainteresują się najmocniej? Który z zastosowanych elementów sprawi, że dzieciak pokocha swój pokój na zabój? U naszego Smyka miałam równie ciężki orzech do zgryzienia. Wielokrotnie na fanpage’u widziałam komentarze pod inspiracjami sugerujące, że pokazywane wnętrza ( szczególnie te jasne, białe, szare, monochromatyczne – ogólnie rzecz ujmując minimalistyczne) są w zasadzie tworzone dla oka rodziców, a gdzież w tym wszystkim przyjemność dziecka? Od dawna miałam pewien pomysł na wnętrze dla mojego Syna. Chciałam, aby było lekkie, jasne, z elementami jasnego drewna, podchodzące trochę pod skandynawski klimat ( nie tylko dlatego, że połowa mebli będzie z IKEA 🙂 ). Chciałam zastosować w nim „dorosłą” tapetę ( jedną z moich ulubionych). Czy nie wygląda fajnie? Sami powiedzcie!

Dobrym argumentem było to, że w zasadzie może przetrwać ona wieki i pasować nawet wtedy, gdy Smyk zacznie zapraszać do domu swoje nowe dziewczyny. Dodatkowo – cieszyła by moje oko… oko rodzica…..Szybko zrezygnowałam z tego pomysłu. I to nawet nie dlatego, że marzeniem mojego Dziecka na najwspanialszą dekorację ściany okazała się wielka, różowa świnia o imieniu Peppa. I nie chodziło też o cenę tapety, chociaż owszem – zwala z nóg. Wreszcie dotarło do mnie, że to jego pokój, jego miejsce, jego teren i oaza, w której będzie mógł się schronić. Zatem zacznę spełniać jego marzenia, a nie moje. Ale nie martwcie się, wielkiego prosiaka na ścianie też nie będzie. Będzie prosto, ale z klasą – jak mawiała moja przyjaciółka. O tym jednak innym razem.
Pokoje, które miałam okazję urządzać, w trakcie ich realizacji należały do dzieci, które były zbyt małe, by mogły decydować o jego wyglądzie. Decydowali rodzice. To oni znali główne zainteresowania małego lokatora, samo dziecko nie było jeszcze na tyle duże, by móc ze mną porozmawiać o swoich marzeniach. Zatem wciąż przede mną dyskusje na temat wyższości soczystego różu nad majtkowym, FlutterBye nad wróżkami Disney’a, super hero’sów nad Angry Birdsami czy innymi Bakuganami, etc… Wprost czekam na takie wyzwania!
Po kilku latach doświadczeń doszłam do bardzo prostego wniosku. Otóż… najważniejsze, to znaleźć złoty środek, stosując się do kilku prostych zasad. TA DAM!! Odkryłam Amerykę, co ? 🙂
Dzieci nie nudzą się we wnętrzach:
[1] …..które posiadają motyw przewodni
Nie jest ważny kolor, nie jest ważne to, czy meble będą z kolekcji dla dorosłych, czy z kolekcji dedykowanej dzieciom. Najważniejsze to odkryć jaki motyw przewodni sprawiłby dzieciakowi frajdę i umiejętnie go zastosować. Najlepiej w taki sposób, aby po zmianie preferencji głównego użytkownika przestrzeni, w dość łatwy i szybki sposób można było wymienić ów moty na inny, bardziej aktualny.
Motywem przewodnim może być np miłość do zwierząt.



…miłość do postaci z bajek….




…..miłość do gwiazdek, chmurek, kropek, pasków, i tym podobnych….










U nas z pewnością motywem przewodnim są pojazdy zmechanizowane. Jestem pewna, że Smyk padł by z zachwytu, gdyby na ścianie pojawiła się naklejka z samolotem albo kolejką. Jeśli nie naklejka to chociaż jakiś duży plakat, obrazek, poducha. Nie kręcą go misie, gwiazdki, kropki, itp [ a szkoda :)].



[2]…które posiadają chociaż fragment przestrzeni w ich ulubionym kolorze
Bardzo ciekawym zjawiskiem jest to, że dziewczynki niemalże od urodzenia kochają kolor różowy, nawet jeśli widnieje on na czarnej liście rodziców. To dość interesująca przypadłość dziewczęca i nawet kiedyś próbowałam dociec skąd to się bierze. Niewiele się wówczas dowiedziałam, poza tym, że podobno jest to dziedzictwo z czasów naszych przodków. Kiedyś dla kobiet ważne było dostrzeganie np dojrzałych , czerwony owoców [Ewa, Adam, Raj i te sprawy… 🙂 ]. Od czerwieni do różu niedaleka droga, ale wciąż frapuje mnie fakt, dlaczego 1,5 roczna dziewczynka już wie, że woli różową sukienkę od niebieskiej 🙂
Wracając jednak do tematu… otóż.. wyobraźcie sobie, że na świecie istnieją miliony małych kobiet, które jeśli nie zobaczą różu w swoim pokoju to wielka ich rozpacz będzie. I super! Bo róż bardzo ładny kolor 🙂 Można go stosować śmiało w połączeniu z bielą, szarością, miętą, niebieskim, beżami. Niekoniecznie musicie malować ściany. Jako zwolenniczka budowania wnętrz dodatkami serdecznie polecam tą metodę, tj. neutralne tło + kolorowe dodatki, które w każdej chwili można zmienić, jeśli tylko zajdzie taka potrzeba.




Swoją drogą ciekawe jest to, że mali chłopcy nie wybierają tego koloru i generalnie rzecz ujmując kwestię kolorystyki mają w głębokim poważaniu. Zatem projektowanie dla małych mężczyzn jest zdecydowanie prostsze. 🙂



[3]….które, w swej przestrzeni mieszczą pewne gadżety
No cóż.. w tym wypadku dzieciak trochę zależny jest od rodzica, bo to on wie najlepiej, co aktualnie jest w modzie i co mogłoby zainteresować jego latorośl. Mogą to być:
tipi

Jestem pewna, że moje dziecko oszalałoby na punkcie tego gadżetu, na który niestety póki co miejsca nie widzę, ale może jeszcze mnie olśni 🙂 Spełnianie dziecięcych marzeń jest najfajniejszą rzeczą na świecie, zatem wciąż się głowię, jak tego dokonać, jednocześnie zastanawiając się w duchu czyje to marzenie. Moje czy Jego 🙂 ? Chociaż na tyle, na ile go znam, jestem przekonana, że tego rodzaju „domek” byłby świetnym miejsce do różnego rodzaju zabaw czy form relaksu.
huśtawki
Sami powiedzcie, kto nie miał jej w dzieciństwie [lub o niej nie marzył] ?



I coś dla starszych:

tablica/farba tablicowa/farba magnetyczna/kącik do rysowania
Mój Smyk nie lubi rysować, ani malować w książeczkach do tego przeznaczonych. Ale jakby tak pozwolić mu bazgrać po ścianach, to wpadłby w nieziemski zachwyt 🙂




zjeżdżalnia lub ścianka wspinaczkowa



[4]…które są pełne zabawek
Najfajniejsze są cudze zabawki – to wiadomo. Żadne inne nie są aż tak mocno fascynujące, jak te, które ma kolega czy koleżanka, a których nasze dziecko nie posiada. Oczywistym jest jednak, że pokój dziecięcy, czy każda inna przestrzeń pełniąca rolę dziecięcego interioru bez zabawek nie zaistnieje. Będzie nudna jak flaki z olejem.
W aranżowaniu przestrzeni dla dzieci [oprócz zapewnienia mu odpowiedniego bezpieczeństwa – co wydaje się jasne i bezsprzeczne] bardzo ważna jest kwestia związana z zabawkami. Zabawki , w które wliczam także książki, układanki, malowanki, etc…., aby nie wiało nudą powinny być dostępne w łatwy i bezpieczny sposób. Nie jestem zwolenniczką rozstawiania wszystkich zabawek na zewnętrznych półkach. Bardzo lubię , gdy w przeważającej części są pochowane. Wówczas unikamy wizualnego rozgardiaszu, łatwiej zapanować nad porządkiem, jest jakoś bardziej estetycznie, przyjemniej dla oka. U Smyka będę się starała jak najwięcej rzeczy pochować, stwarzając mu dogodny dostęp do nich.




Z doświadczenia wiem, że zabawki typu kuchnie, warsztaty, sklepy, parkingi, kolejki to jedne z tzw. „złotych zabawek”, które potrafią wypełnić czas dziecka w dość dużym zakresie. Po jakimś czasie zwyczajnie się nudzą, ale wystarczy schować ja na kilka tygodni i wierzcie mi, wniesiona ponownie do pokoju dziecka staje się znów wielką atrakcją. Przynajmniej na jakiś czas 🙂

Czyli jak zawsze sztuka kompromisów, naszym tematem przewodnim byłyby zapewne pociągi. Chociaż ostatnio na tapecie traktory 😉 a że ja wolałabym gwiazdki, paski hmm chyba z dziewczynkami łatwiej by to przeszło. A zjeżdżalnię, czy huśtawkę sama chętnie przygarnęłabym do sypialni 🙂
Pomysły jak zawsze super, niby takie proste a sam bym na to nie wpadła. W marcu wykorzystam kilka i na pewno pochwalę się efektami przed i po. 😀